poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Full House - 풀하우스

pic
   Jakiś czas temu skończyłam Full House. Z braku lepszej ofiary, tudzież z potrzeby zmierzenia się z jakimś dramowym dinozaurem padło na ten tytuł. Nie powiem, by nie pomógł jej fakt, że wydawała mi się dość lubiana przez fanów owego gatunku, zresztą już nieraz spotykałam się z tym tytułem. Jednak zawsze, gdy czytałam Full House, miałam przed oczami raczej wizję amerykańskiego sitcomu, w którym dom faktycznie był pełen ludzi. Generalnie rodzinna atmosfera, gwar, rozróba i między tym wszystkim słodkie siostry Olsen. Nie mam pojęcia, czy tak to wyglądało, nie oglądnęłam w życiu żadnego odcinka, jednak migawki scen, które zagnieździły się gdzieś pomiędzy zwojami mózgowymi, dały mi prawo mniemać, że tak to właśnie wyglądało. Myśląc, że drama z tą atmosferą ma coś wspólnego, oczekiwałam wątku familijnego ze zgrają dzieciaków i romansem w tle. Bardziej mylić się nie mogłam.  

   Full House wcale do najpełniejszych nie należy (swoją drogą ma zupełnie nieciekawą architekturę, niestety), mieszka w nim bowiem jedynie córka projektanta i dwójka jej przyjaciół. I to nie mieszkają zbyt długo, bo wspomniana para, już na wstępie, wyśle Ji Eun w podróż, sprzeda dom i zwieje z kasą. Jak to mówią: prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Jej dom tymczasem kupuje znany aktor Lee Young Jae. Oczywiście główna bohaterka nie poddaje się bez walki, nęka nowego właściciela i zostaje jego gosposią, by ostatecznie skończyć jako fałszywa żona - wszak każdy aktor boi się skandalu. Taki to skomplikowany romans. Nie powiem para konsekwentnie spierała się ze sobą do samego końca, wiadomo mieli bardziej wyrozumiałe momenty, ale szybko wracali do siebie, bynajmniej nie zawieszając broni. Przyznam, że pod koniec byłam już tym odrobinę zmęczona, ale jak się już coś zaczęło to trzeba skończyć.

   Oglądając to czułam się trochę jakby wehikuł czasu przeniósł mnie do okresu końca podstawówki, kiedy to wszyscy zbierali przed odbiornikami telewizyjnymi (chyba, że pan domu zarządził, że będzie inaczej i tego wieczoru on ogląda wiadomości ;p), by obejrzeć kolejny odcinek brazylijskiej telenoweli (mało która faktycznie brazylijską była, ale nikt tego specjalnie nie uściślał). Przeżywało się wtedy te dramaty straszliwie, by następnie przedyskutować wszelkie istotne detale w szkole z koleżankami, co za czasy. Nigdy potem, do momentu odkrycia kdram, nie oglądałam tak zawzięcie żadnego tworu serialopobnego. Tak na prawdę miałam dość długi okres kwarantanny. Jednak historia lubi zataczać koło, zmianie uległ jedynie kontynent.
   Jednak wracając do FH. Zdecydowanie można zobaczyć metamorfozę jaką przeszła kdrama od 2004 roku po dzień dzisiejszy. Różnicę można dostrzec już w sposobie prowadzenia kamery czy montażu. Najbardziej bolesna była jednak konfrontacja z obliczem mody sprzed ośmiu lat. Ubiór jest jednym z tych rejonów, w którym zmiany są najbardziej widoczne. Oglądasz sobie coś sprzed kilku lat, widzisz w co noszą postacie i zdajesz sobie sprawę, że musiało to być mega modne (wiadomo różnie jest, ale generalnie tak to wygląda). Tymczasem ty, widzu, krzywisz się z bólu, nie mogąc patrzeć na te kombinacje. I myślisz sobie: ale jakim cudem. Potem następuje refleksja, że za kilka lat oglądniesz ulubione stylizację dnia dzisiejszego i pewnie pomyślisz tak samo... W moim przypadku najbardziej bolesne dla oka były stroje (stylistki niestety!) Kang Hye Won.

   Dramę oglądało się całkiem przyjemnie, pomijając może przyciężkawe już pod koniec fochy głównych bohaterów. Z tego wszystkiego przerzuciłam się nawet na Full House 2, które jest obecnie emitowane. Co prawda pierwsze odcinki nieco sobie skracałam, przeskakując by zrozumieć o co w akcji chodzi, od pewnego czasu jednak oglądam je całkiem składnie. Jednak i tak obecnie na pierwszym miejscu prasuje się The King Of Dramas, świat show biznesu, intrygi i Siwon, yeah! No a główną postać gra pan dyrygent z Beethoven Virus i jest świetny w tym swoim wyrachowaniu i gburowatości, ale nigdy nie pamiętam jak się nazywa, shame.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz