czwartek, 4 czerwca 2015

Cała ta heca o jednorożce

W 2012 roku świat obiegła informacja, że archeolodzy z Korei Północnej mają niezbite dowody na istnienie jednorożców. Trzeba powiedzieć, że informacja ta wbrew pozorom nie jest wcale wyssana z palca, bowiem tego typu oświadczenie pojawiło się na oficjalnym północnokoreańskim serwisie informacyjnym, z którego możemy się dowiedzieć, że tamtejsi archeolodzy odkopali leże jednorożca należącego do króla Tongmyong'a, założyciela królestwa Goguryo. Owe legowisko miało się znajdować w Pyongyangu, a dowodem miała być kamienna płyta, na której wyryto napis „Leże jednorożca”. Światowe media bardzo szybko podchwyciły tą dość nieprawdopodobną nowinę i, jak nietrudno się domyślić, nie zostawiły na Korei Północnej suchej nitki.

Internauci nie wybaczają, internauci tworzą memy.

Czego mogliśmy się dowiedzieć z portali informacyjnych? Ich nagłówki głosiły np.: Times Północna Korea donosi: Istnienie jednorożców udowodnione -  wraz z podtytułem - Jeśli uważasz, że jednorożce istnieją tylko w średniowiecznych podaniach i współczesnych kreskówkach. Koreańscy naukowcy dowodzą, że się mylisz. Wraz z informacją o nietypowym znalezisku, którą wszelkie media podawały w sposób komiczny, pobieżny i przerysowany, pojawiały się informacje m.in. o konkursie na najseksowniejszego mężczyznę na ziemi ogłoszonym nieco wcześniej przez magazyn satyryczny The Onion, w którym Kim Jong Un zajął pierwsze miejsce. W programie Today na kanale NBC znajdujemy odniesienia do obydwóch kwestii, wraz z komentarzem: Po co komu bycie seksownym, skoro w swoim mieście masz starożytne leże jednorożca, i dalej: te informacje pokazują jedynie smutną prawdę, że przywódca Korei Północnej dalej musi stosować tego typu propagandę, by udowodnić swoją niezwykłość



I oczywiście, Korea Północna słynie z nietypowych wiadomości  - jak choćby ostatnie informacje o lądowaniu na Słońcu. Co sprawia, że jest traktowana w taki, a nie inny sposób. Jednak owo leże jednorożca, nie miało na celu zarówno nadludzkiej natury Kim Dzong Una, ani tym bardziej istnienia jednorożców. Tylko w niektórych artykułach znaleźć możemy informację mogące nam rozjaśnić kwestię całego zamieszania, a mianowicie, że ten zabieg ma na celu legitymizację władzy i potwierdzenia Pyongyangu jako starożytnej stolicy Korei. Trzeba jednak przyznać, że wszelkie artykuły mocno kuleją pod względem solidności przekazu, umieją bowiem przedstawić północnokoreańską kabaret z jednorożcem w tle, nie potrafią jednak wytłumaczyć, co tego typu informacja może nam faktycznie powiedzieć o zaistniałej sytuacji, a co za tym idzie o kraju, z którego wypłynęła. 

Kirin jaki jest - każdy widzi. 

Wracając do początku całej historii. Ktoś w Korei Północnej popełnił poważny językowy błąd. Starał się bowiem przełożyć nazwę koreańskiego mitycznego stworzenia, na bardziej zrozumiałą dla przeciętnego światowego odbiorcy i tym sposobem wyszedł mu jednorożec. A nie o jednorożca tu chodziło, a o Kirina. Kirin jest to legendarne stworzeniem znanym na dalekim wschodzie. I nie tylko, że nie posiada on jednego rogu a kilka, to nam, mieszkańcom ogólnie pojętego Zachodu, już prędzej przywodzi na myśl gryfa czy sfinksa. Jest to bowiem stworzenie, które jest jakby połączeniem kilku innych. Przedstawiano go bowiem z głową smoka, rogami jelenia, łuskami ryby, kopytami wołu i ogonem lwa. Kirina uważano za stworzenie, które pojawia się jedynie tam, gdzie ludzie żyli uczciwie i panowała harmonia, był również łączony z postacią króla Tongmyonga. Odnalezienie tego typu śladu miało być dowodem na istnienie w starożytności stolicy kraju na terenie Pyongyangu. A że historia ta jest ochoczo wykorzystywana przez propagandę, to znalezienie (lub spreparowanie - ale to już zupełnie inna historia) jej potwierdzenia było przyjęte z wielką radością. W samych tekstach z Północy można wyczytać chociażby takie przedstawienie historii: Tysiące lat temu na pięknym półwyspie w centrum Azji Wschodniej narodziła się jedna z pierwszych ras ludzkości, rasa koreańska. Koreańczycy ewoluując od Wczesnych Koreańczyków do współczesnych Koreańczyków, zasiedlili cały półwysep i większość północno-wschodniej Azji. Brakowało im tylko silnego przywódcy. Ostatecznie w trzecim tysiącleciu p.n.e. wielki władce o imieniu Tangun zjednoczył Koreańczyków w jedno państwo o nazwie Choson, obierając Pyongyang za stolicę (Brian Reynolds Myers, Najczystsza rasa). 

Ta determinacja w udowadnianiu legendarnych podań łączy się po pierwsze z chęcią ukazania Północy jako tej prawdziwej i uprawomocnionej przez historyczne znaleziska Korei. Nie wystarczyło tu bowiem określenie, że te tereny były zamieszkiwane przez Koreańczyków od dawien dawna, chodziło głównie o to, by podkreślić, że była to kolebka całej późniejszej cywilizacji. Trzeba też pamiętać, że tak jak Korea podzieliła się na dwa kraje o zupełnie różnych ustrojach, tak i historia pisana jest w nich w odmienny sposób.  
Z drugiej strony jest to reakcja na agresję z zewnątrz, i to agresję nie tylko militarną, ale i ideologiczną. Opowieść o Tangunie rozpowszechniła się w XVII wieku w czasie najazdów japońskich i mandżurski, była również używana jako swego rodzaju uprawomocnienie w czasach Królestwa Choson. Na początku XX wieku, w czasie okupacji japońskiej legenda ta przerodziła się wręcz w rodzaj kultu, szczególnie, że Japończycy usprawiedliwiali zajęcie półwyspu argumentem, iż obydwie nacje mają wspólne korzenie. To sprawiło, że po II Wojnie Światowej Korea Północna często korzystała z opowieści o Tangunie w swojej propagandzie, przykładowo za miejsce urodzin Kim Jong Ila podaję się górę Paektu, gdzie prze tysiącami lat miał w cudownych okolicznościach narodzić się Tangun. Z kolei działania Chin z początku XX wieku, są przykładem agresji ideologicznej, przynajmniej tak jest to postrzegane przez Koreańczyków. Bowiem w 2003 roku Chiny zgłosiły aplikację o uznanie grobowców z czasów Goguryo za światowe dziedzictwo, z tym, że miały być one uznane za dziedzictwo chińskie. A biorąc pod uwagę fakt, że do tej pory Królestwo Goguryo traktowane jest jako koreańskie, można łatwo przewidzieć reakcję drugiej strony. Sytuację dodatkowo zaogniło usunięcie z historii Korei znajdującej się na stronie internetowej ministerstwa Spraw Zagranicznych Chin całego akapitu poświęconego Goguryo. 
Całe to zamieszanie pokazuje jak bardzo kwestie historyczne są zarzewiem poważnych sporów w regionie.  W efekcie tego możemy uzmysłowić sobie dlaczego Północ jest tak bardzo zdeterminowana do tego by uprawomocnić, nawet za pomocą bajecznych doniesień, swoją obecność na półwyspie...

Medialny profesjonalizm. 

Pics: 1.2,3

niedziela, 24 maja 2015

Jaehyo Lee

Jestem przykładem typowego estety, może dlatego nie pałam wielką miłością do sztuki współczesnej. Bebechy, plastikowe kubły i chęć zaszokowania odbiorcy nie robią na mnie specjalnego wrażenia. W sztuce nadal szukam odrobiny piękna, zachwytu i niekonwencjonalnych rozwiązań. Jeśli znajdę jakiegoś współczesnego artystę, który potrafi wyciągnąć ze mnie chociażby ledwo słyszalne westchnienie zadowolenia jego dzieło zapewne zostanie zachomikowane w pamięci tumblr'a. 
Ostatnimi czasy moją uwagę przykuł Jaehyo Lee. Potrafi on bowiem wykorzystać naturalny materiał, jak chociażby drewno czy kamienie, w sposób całkowicie nowatorski. Jego sztuka przybierająca niejednokrotnie monumentalne formy z jednej strony, przez wzgląd na materiał i organiczną formę, oddaje hołd owej naturalnej sile, z której czerpie inspirację. Z drugiej natomiast ukazuje jej destrukcje. Opalając konary i wbijając w nie gwoździe Lee tworzy dzieła, które dużo bardziej przywodzą na myśl działanie człowieka, zniszczenie i śmierć. Nie można im jednak zarzucić brzydoty, przeciwnie, dzięki swojej formie oraz kontrastowi zwęglonego drewna i połyskującego metalu emanują swoistym pięknem. 







Koreański krótkometrażowy dokument o pracowni Jaehyo Lee.

Pracownia Jaehyo przypomina mi dawne warsztaty czy cechy rzemieślnicze, gdzie kilkuosobowa grupa pracuje nad ostatecznym efektem słuchając zaleceń swego mistrza. 

Więcej o sztuce Jaehyo Lee:

wtorek, 3 czerwca 2014

Koreański maj

 JAKTOJUŻCZERWIEC?!?!?! Tym optymistycznym akcentem rozpoczęłam kolejny miesiąc. Z nieukrywanym przerażeniem spoglądam w przyszłość, a szybkość z jaką upływa mi ostatnio czas jest jeszcze bardziej demotywująca. Ale nie o marności ludzkiego żywota będzie tu dzisiaj mowa. Trochę muzyki, trochę innych koreańskich dziwów. Czas zacząć miesięczne podsumowanie.


AKMU


Cóż. Jak wspominałam już miesiąc temu, AKMU zdobyło moje serce i jakoś tak nawet w maju nie odpuszczało. A skoro nawinął się nowy teledysk, to jak o nim nie wspomnieć.


EXO



Jak do tej pory do wielkich fanów EXO nie należałam. Nadal, zapewne tym stwierdzeniem zaskarbię sobie nienawiść i anatemy u ich fanek, nie mam pojęcia jak mają na imię członkowie zespołu. Zresztą w sumie nie wiem, dlaczego się tłumaczę, nie jest to jakiś wyjątek... Od czasu do czasu wpadłam na któreś z ich  MV, i nie powiem, choreografie zawsze robiły na mnie wrażenie. Nowa płyta trochę mnie do nich zbliżyła.
Promujący ją teledysk Overdose. Hmm.... chyba każdy już zdążył zauważyć zaszczytną rolę jaki pełni w nim ów kapelutek. Zupełnie taki sam jaki kazała mi ubierać mama, kiedy wyjeżdżałam na szkolne wycieczki, by czasem promienie słoneczne zbyt mocno w czaszkę nie przygrzały. Styliści SM się się postarali i mamy ekipę rodem z podstawówki śpiewającą o miłosnym uzależnieniu - nie mam pojęcia co autorzy mieli na myśli. 
Z reszty utworów do gustu całkiem przypadł mi Thunder i Run.




Fromm



Końcem maja powraca Fromm! I to z dwoma teledyskami. K-indie ma się dobrze. Choć utwory przypadły mi do gustu odrobinę mniej niż te sprezentowane w jej ostatnim albumie, to i tak mają w sobie to coś co sprawia, że Fromm po prostu dobrze się słucha. 


Maj to również czas konferencji Into Korea. Wiele ciekawych informacji i nawet udało mi się wygrać książkę. Kolejną w kolejce do-przeczytania-po-magisterce :). 


I na koniec koreańska drama w łubudubu style - jakby ktoś przysnął. Z prezentowanych ostatnio trzech dram You're all surrounded jeszcze całkiem daje radę. New leaf znudził mnie rozprawami do tego stopnia, że mam już chyba dwutygodniową zaległość. A Doctor stranger... jest bardzo specyficzny, choć nadal, skwapliwie trzymam się tygodniowej rozpiski.



piątek, 9 maja 2014

A New Leaf / Doctor Stranger / You're All Surrounded

Trzy typy. Najwyżej sześć odcinków tygodniowo. Nie jest źle. Zobaczymy ile się utrzyma. Jak na razie szczególnie wciągnęły mnie Doctor Stranger i You're All Surrounded. Z jednej strony doktor geniusz z Korei Północnej, z drugiej sprawa morderstwa z przeszłości i czwórka policyjnych rekrutów, którzy pewnie jeszcze wiele nabroją, zanim się nauczą być policjantami.

pic
A new leaf / 개과천선 

Bardzo lubię Kim Myung Min w rolach gości o skrajnie ciężkim charakterze. Choć drama jest prawnicza, stwierdziłam, że spróbuję. 
Kim Seok-Joo jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych prawników w Korei. I nie można powiedzieć, że jest to dobra sława. Zwykle broni tych, którzy są w stanie słono zapłacić za jego usługi. A prawnikiem jest dobrym, bo potrafi udowodnić niewinność tych, którzy zawsze mają coś za uszami. Żeby było zabawniej, jego ojciec również był prawnikiem, lecz on w przeciwieństwie do syna... walczył o prawa uciśnionych.
Jednak pewnego dnia na głowę naszego złego pana prawnika spada coś na tyle ciężkiego, że powoduje amnezję. A wraz z nią budzi się w nim chęć do walki o prawa człowieka. Darth Vader koreańskiego świadka prawniczego chce przejść na jasną stronę mocy. Nikt się tego nie spodziewał.
Przyznam, że z jednej strony drama mnie intryguje. Z drugiej stwierdzam, że sprawa sądowa, o którą było tyle zachodu w odcinkach 3 i 4, przemknęła w mojej świadomości zupełnie niezanotowana, by nie powiedzieć, że byłam nią lekko znudzona. Jednak przez wzgląd na Kim Myung Min spróbuję sprawdzić jak będzie się rozwijała akcja.





                                                            
pic
Doctor Stranger / 닥터 이방인 

Najkrócej mówiąc kardiolog ratuje półwysep przed drugą wojną koreańską. Sam niestety kończy dość tragicznie. 
W Północnej Korei serce Kima nie ma się najlepiej, dlatego też wojska amerykańskie liczą na jego  rychłe zejście z tego świata, by móc zaatakować. Na Południu tymczasem Jang Seok Joo, przyszły minister, rozumując perspektywicznie stwierdza, iż wyśle najlepszego chirurga w kraju do Pjongjangu, by przeprowadził operacje dzięki czemu Kim przeżyje, a Amerykanie nie będą mieli powodu, by zaatakować.
Kim żyje, konfliktu nie ma, wszyscy szczęśliwi. No nie do końca, bo moment przekroczenie granicy z Północą jest dla Park Cheol i jego syna wyrokiem śmierci, wydanym zresztą przez ich 'przyjaciela' z Południa... przecież Korea może mieć tylko jednego bohatera. Koreańczycy z Północy ignorują jednak rozkaz zabójstwa i pozwalają rodzinie Park mieszkać w Pjongjangu. Dwadzieścia lat później syn Parka również zostaje lekarzem. Po różnych zrządzeniach losu w końcu ląduje w Budapeszcie, z którego ostatecznie udaje mu się uciec. Totalny kosmos. 
Pierwsze odcinki dostarczają mnóstwa zabawy. Jak wiadomo rozwinięcie akcji nie jest rzeczą najłatwiejszą, tym bardziej ulokowanie bohaterów w Korei Północnej oraz ich odbicie z rąk komunistów, więc mamy lekkie oscylowanie między dramatem, a idyllicznym podejściem do tematu... przecież nie może być za ciężko. A Budapeszt, ulubione europejskie miasto producentów dram, to już w ogóle jazda na całego. Pościg nie miał sobie równych, szczególnie wjazd po schodach.... Whaaaat? WHAT?! Ale bardzo lubię Budapeszt, piękne miasto. Tylko to wzgórze zamkowe, które pojawia się chyba w każdym pościgu, w każdej dramie jaką widziałam w tej scenerii... Wpadlibyście na to, by uciekać przez Wawel przed agentami Korei Północnej? Ja chyba nie. 
Poza tym stwierdzam, że Song Jae-Hee, narzeczona młodego Parka powinna dostać tytuł najbardziej umęczonej postaci w historii dramy. A to dopiero dwa odcinki! Najpierw trafiła do obozu (jej ojciec podpadł władzy), potem przeprowadzili jej operację, de facto miała jej nie przeżyć. Ale przeżyła, dlatego wysłali ją razem z młodym geniuszem kardiochirurgi do Budapesztu, gdzie podczas próby ucieczki Park zatrzymuje jej serce na pięć minut. Po czym w trakcie pościgu zostaje postrzelona i wpada do Dunaju. Ostatecznie na końcu drugiego odcinka dowiadujemy się, że jest w obozie pracy w Korei Północnej... Ja rozumiem, że to się rozgrywało na przestrzeni chyba pięciu lat... ale... bez przesady.
Park tymczasem, żyje sobie na Południu. Ma swój własny gabinecik, w którym przyjmuje mafiozów, którzy z wiadomych względów nie mogą pójść do normalnego szpitala. Ciągle szuka swojej narzeczonej, ale widać, że żyje bez sprecyzowanego celu. Jestem ciekawa co z tego wyniknie, raczej nie przepadam za dramami medycznymi, w tym przypadku jednak robię wyjątek.


pic
You're All Surrounded  / 너희들은 포위됐다

Czwórka nieopierzonych rekrutów na posterunku w Gangnam równa się totalna rozpierducha. A opiekun tej uroczej zgrai co najmniej trzy razy w każdym odcinku udziela im reprymendy i oświadcza, że muszą rezygnować dla wspólnego dobra.
Ale... żeby nie było za łatwo, wszystko zaczyna się lata wcześniej. W naszej grupie świeżaków jest bowiem Eun Dae-Koo, którego matka zginęła jedenaście lat temu. Była świadkiem morderstwa, jednak przez wzgląd na groźby nie chciała zeznawać. Namówił ją do tego policjant Seo Pan-Seo, zapewniając opiekę (obecnie jest on opiekunem owego F4 koreańskiej policji). Dae Ko stwierdza, że jest on odpowiedzialny, nie tylko pośrednio, za śmierć jego matki. Wkręca się w środowisko, by mieć go na oku. Pan Seo tymczasem nie wie z kim ma do czynienia. Śmierć matki Dae Ko była dla niego ciężkim przeżyciem, z którego nawet po latach nie może się otrząsnąć. Do tego wszystkiego partnerką Dae Ko jest jego koleżanka ze szkoły, jednak i ona nie rozpoznaje swojego znajomego z przeszłości.
Po pierwsze: bardzo dobrze wspominam Lee Seung-Gi z MGIG. Po drugie: całkiem sympatyczna ta paczka. Po trzecie: intryguje mnie rozwój akcji i osoba, która 'pomaga' Dae Ko w rozwikłaniu sprawy. Po czwarte: zaplusowali OST w pierwszym odcinku. Potem pewnie będzie jak zawsze, ale mimo wszystko: