piątek, 18 kwietnia 2014

O tym, że dramy potrafią czasem kształcić...

.... noooo, just kidding.

Jednakże w każdej dramie drzemie ziarenko prawdy, lecz jest ono tak dobrze zakamuflowane między brakiem logiki a szeregiem pokrętnych akcji, że przeciętnemu widzowi ten fakt najzwyczajniej w świecie umyka.
Dziś chciałabym ukazać moją ignorancję w dziedzinie wojskowości. Usprawiedliwię się jedynie faktem, że jestem kobietą, i jakoś tak z samej natury mniej nas ta działka pociąga (wiadomo jest różnie - żadnych generalizacji). Choć za lalkami nie przepadałam, to z drugiej strony wszelkie wojny też mnie nie ciągnęły. A i gry komputerowe nie wzbudzały we mnie większego zainteresowania. W każdym razie wyrosłam na ignoranta w dziedzinie militariów.
Miałam jedynie wspomnieć o tym fakcie na Facebooku, bo zaintrygował mnie do tego stopnia. A jakoś tak się stało, że wyszedł z tego wszystkiego post. W dodatku o zupełnie innej formie niż planowałam. Tak to jest, gdy zaczyna się pisać.

Wszystko zaczęło się od tego rysunku:

   
Przyznacie, niesamowita precyzja. Oglądając Gu Family Book statek brałam równie poważnie jak przedstawioną w dramie historię gumiho, który chce zostać człowiekiem. Niespecjalnie zastanawiałam się nad historycznością opowieści fantastycznej, może dlatego budowa statku była dla mnie tylko jednym z tuzina wątków, które zdążyły się pojawić w ciągu 24 odcinków. W momencie jak tylko zakończyłam dramę, wszelkie niewiadome związane ze "statkiem-żółwiem" odeszły w niepamięć. 

Spore było moje zdziwienie, gdy czytając Historię Chin natknęłam się na zdanie:
Szczególnie ciekawe jest posługiwanie się przez Koreańczyków w tych działaniach morskich tzw. "okrętami-żółwiami", które były najprawdopodobniej pierwszymi w dziejach świata opancerzonymi okrętami wojennymi.*
Słowa te pojawiają się w kontekście inwazji Hideyoshi'ego na Koreę w latach 1592-1595.

I nagle dotarło do mnie, że tajemniczy okręt w Gu Family Book, to ma całkiem historyczny rodowód. Z miejsca wygooglałam sprawę i musiałam przyznać, że byłam sporym ignorantem. Już sama Wikipedia ustawiła mnie do pionu dobrze opracowanym hasłem: Turtle ship.

Ów "okręt-żółw" to nic innego jak koreański Geobukseon (거북선)** jest typem okrętu wojennego wykorzystywanym przez koreańską flotę dynastii Joseon. Nazwa wzięła od pokrycia pokładu, które miało formę sześciobocznych płyt, przypominających pancerz żółwia, do których przymocowane były kolce. Pokrywanie płyt warstwą blachy obecnie poddawane jest w wątpliwość, zarówno na dość duże koszta z tym związane, jak na niewielką funkcjonalność tego zabiegu. Ów pancerz chronił marynarzy przed abordażem wrogiej jednostki. W dodatku w dziobie okrętu znajdowała się rzeźbiona głowa smoka, mająca na celu wystraszenie przeciwnika. To działanie psychologiczne wzmagał dodatkowo wydobywający się stamtąd dym, który miał być dodatkowo zmieszany z jakimiś odurzającymi środkami. Generalnie prawdopodobnie pierwszy prototyp pancernika.

Dlaczego właściwie o tym wspominam? 
Po pierwsze okręt z głową smoka na dziobie, w dodatku ziejącą, może nie ogniem, ale dymem, rozbudza wyobraźnię. Zapewne jest to efekt tego, że kiedyś pochłaniałam niezliczoną ilość powieści fantastycznych. No i co jak co, ale w sercu fana Piratów z Karaibów zawsze pozostanie sentyment do złowrogich statków. Dlatego sam fakt istnienia takiego okrętu mnie zaintrygował i zmusił do dalszych poszukiwań.
Po drugie. Data inwazji Hideyoshiego na Koreę będzie prawdopodobnie jedyną jaką zapamiętałam z taka łatwością, po przeczytaniu tego tomiszcza. Wszystko dzięki wtrętowi o "statku-żółwiu". Nauka drogą skojarzeń nie jest jakimś szczególnym odkryciem, ale dla mnie ta sytuacja była kolejnym przyczynkiem do zastanowieniem się jak uczyć się efektywniej i jak pokonać w sobie klątwę internetu, bo o tym jak internet wpływa na nasz mózg wiadomo również nie od dziś (A jak nie do końca, to polecam: Minimal Plan. Tak dla zastanowienia się.). Szczególnie, że mózg pracujący raczej ściśle jest bardzo trudnym przeciwnikiem, kiedy zmusza się go do studiowania nauk humanistycznych. Dlatego też przeczytanie historycznej książki, tak by przyniosło spodziewany efekt (czyli nauczenia się czegoś, a nie jedynie zdobycie pojęcia o czymś), kończy się tym, że czytam i od razu robię notatki. By potem przetrawić to jeszcze raz. I ewentualnie jeszcze raz, ale tak by coś w głowie zostało. Zresztą zawsze łatwiej wrócić po latach do skryptu niż ponownie przedzierać się przez sześćset stron.
Po trzecie. Dramy może faktycznie niekoniecznie kształcą, to jest zadanie książki i oczywiście doświadczenia (ktoś mądry kiedyś powiedział, chcesz się nauczyć, wyjdź z biblioteki i zobacz na własne oczy), ale w moim przeświadczeniu dają pojęcie. Dramy nie przynoszą żadnego większego pożytku. Są raczej niezbyt wyszukaną formą rozrywki, ale oczywiście fundują niesamowicie dużo fun'u. Mnie ponadto dają możliwość osłuchania się z językiem koreańskim. A przez to, że zostałam zmuszona do oglądania ich po angielsku, również w tej kwestii moje umiejętności wzrosły. No i oczywiście dają to wspomniane już wcześniej pojęcie. Bardzo znikome, ale zawsze. Zaintrygowana taką czy inną sytuacją w dramie, takim a nie innym zachowaniem, zwykle zaczynałam szukać, by dowiedzieć się: dlaczego? I mogę być pewna, że gdybym miała się znaleźć w Korei w przyszłości, popełniłabym znacznie mniej gaf i może udałoby mi się nikogo nie obrazić. To jest właśnie zaleta oglądania produkcji pochodzących z krajów odległych kulturowo. Raczej nie można się w nich dopatrzyć prawdziwego obrazu rzeczywistości. Ale sam fakt w jaki sposób są kreowane, już nam nieco naświetla sytuację. Reszta zależy od nas, czy pozostaniemy na tym poziomie, czy będziemy szukać dalej. Każdy ma inne priorytety.


Po raz kolejny zupełnie przypadkowo odkryłam coś, co zmusiło mnie do nowych poszukiwań. Do postawienia sobie pytań i zrewidowania mojej wiedzy. Każdemu życzę, by w swojej dziedzinie, spotykał takie Geobukseon'y, które będą dawały motywacje do działania, popychały do przodu i niszczyły ciasne wyobrażenia, ucząc pokory.



  * W. Rodziński, Historia Chin, Wrocław 1974, s. 325.
** Dla tych co lubią transkrypcję tak jak ja powiem, że czyta się to po prostu: kobukson.

PS

Tutaj zobaczyć można współczesną rekonstrukcję owego okrętu. 

A że jedna drama generuje kolejną. To dla zainteresowanych mam kolejny tytuł związany z tym tematem, czyli: Immortal Admiral Yi Sun Shin. Seria powstała w 2005 roku i liczy 104 odcinki. Gdyby nie ta ilość, to dla Kim Myung Min'a może spróbowałabym się z nią zapoznać. Ale zwykle dwadzieścia kilka epizodów jest dla mnie już dystansem porównywalnym z maratonem.

16.11.2013. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz