środa, 16 kwietnia 2014

Koreańska Fala: trochę ciemniejsza strona mocy

   Do tej pory wielokrotnie wyrażałam swoją fascynację koreańską kulturą. Jednak przyszedł ten czas by stanąć w prawdzie przed sobą i całą rzeszą kpopowo-kdramowych fanów i pokazać, że cały ten fenomen to nie tylko kwiatki, bratki i stokrotki. Przykro mi, lecz tak jest w istocie. I może pominę w tym poście aktywne grupy hatersów, które z całą stanowczością zwalczają koreańską popkulturę we wszystkich jej przejawach oraz inne zarzuty tyczące się bezpośrednio stylistyki gatunku. Przybliżę za to kilka uwag, które najczęściej pojawiają się w rubryce: krytyka. Przywdziewam, więc maskę Lorda Vadera i podejmuję wyzwanie. 


Zapominanie o tradycji: Wielu Koreańczyków, którzy znają dobrze kulturę swojego kraju widzi w k-popie duże zagrożenie. Muzycy i krytycy związani z tradycyjną muzyką obawiają się westernizacji i tego, że zagranicą znani będą głównie z raczej czegoś mało ambitnego (jeśli coś ma w tytule pop nigdy nie cieszy się zbytnim uznaniem krytyków, bez względu, gdzie i jak jest tworzone). Prawdziwe piękno tradycyjnej muzyki coraz częściej jest zapominane, programy telewizyjne zalewane są popowymi programami, młodzież zasłuchana w ulubione zespoły, nie stara się wysilić, by poznać muzykę instrumentalną. Inne gatunki muzyki jak rock czy indie, choć posiadają wielu godnych reprezentantów, również nie mogą przebić się przez popową falę.

Money, money, money: Z takiej perspektywy wielu krytyków spogląda na przemysł muzyczny. Nie trudno się dziwić, kiedy patrzy się na wyniki jakie osiąga się ze sprzedaży płyt, biletów i masy produktów bezpośrednio, lub pośrednio propagowanych przez idoli, można łatwo zrozumieć, że k-pop to niezły biznes. Pojawia się pytanie: gdzie w tym wszystkim liczy się osoba? Bo każdy trenowany kandydat na idola to inwestycja i to nie mała. Czy wielu wielu jest branży menadżerów rodem z Oh! My Lady? Prawdopodobnie my prostaczkowie nigdy nie poznamy owych tajników, więc lepiej dla nas będzie zwyczajnie nie dociekać.

Dane z pierwszego kwartału 2012 roku: http://en.wikipedia.org/wiki/Korean_wave

Perfekcyjność do potęgi n-tej (sexy, cute, strong): Oglądając teledyski koreańskich artystów bez problemu stwierdzić można, że w nich wszystko musi być idealne. Nie ma tam miejsca na rzeczy dobre, czy nawet bardzo dobre. Wszystko musi być perfekcyjne, lepsze niż ma konkurencja. Począwszy od scenografii, przez kostiumy na choreografii kończąc. Jednak najwięcej zarzutów wzbudza sam wygląd idoli. Nienaganne sylwetki, piękne twarze i pradawni bogowie widzą co jeszcze. Większość śmiertelników patrząc na ich podobizny w magazynach niechybnie wpada w kompleksy, porównując siebie do obrazu jaki lansują media. Zwykle mało kto myśli nad tym, że jest to efekt uzyskany w taki a nie inny sposób: styliści, fryzjerzy, spece od makijażu, Photoshop :), jak również chirurgia plastyczna to wierni przyjaciele sław. Dla wielu kreowanie takiego obrazu zdecydowanie mija się z rzeczywistością i powoduje, że większość młodych ludzi (bo oni zwykle uznawani są za grupę docelową) porównując się z idolami traci poczucie własnej wartości. Z drugiej strony pęd za nieskazitelną urodą sprawia, że wzięciem cieszy się chirurgia plastyczna, która w Korei jest tak popularna, że na operacje specjalnie przybywają osoby zza granicy. Pacjentki często przynosząc ze sobą zdjęcia swoich idolek chcąc jak najlepiej wpisać się w aktualny kanon piękna.


Ciężki żywot idola (No boyfriend, no scandals): Choć ciężka praca zaczyna się znacznie wcześniej, nim jeszcze taki delikwent zostanie osławiony, najpierw musi przejść przez kasting, a potem intensywnie przygotowywać się do debiutu w trakcie treningu. Wiele grup nawet po przejściu całego szkolenia tuż przez wydaniem płyty przechodzi eliminacje, które mają wyłonić najlepszych. Bierze się tu pod uwagę: wygląd, śpiew, taniec, radzenie sobie ze stresem, czy znajomość języków. Znaczenie terminu 'intensywne' po raz pierwszy całkowicie uzmysłowiłam sobie kiedy Simon z EYK zapytał członków zespołu U-Kiss: ile wciągu tygodnia mają czasu wolnego, najpierw padła odpowiedź: zero. Potem chłopaki poprawiły się i stwierdzili, że przecież czas snu jest czasem wolnym (U-Kiss Backstage Chat: jakoś ok 7 min). Cały dzień ustawiony jest według określonego grafiku. Ćwiczenia, ćwiczenia, jakiś program rozrywkowy, ćwiczenia, sesja, ćwiczenia, drama... Nie trudno się domyślić, że taki tryb życia nie pomaga zbytnio w budowaniu relacji międzyludzkich. Szkoła, zakupy, a co najważniejsze: spotkania z rodziną i przyjaciółmi nie mieszczą się w czasie. Dodatkowo wytwórnie zaznaczają w kontraktach, że nie ma tu miejsca na jakiekolwiek miłostki. Artyści znajdują się pod niesamowitą presją mediów, tworzy się wokół nich otoczkę tajemniczości, nie pozwalając sobie na chociażby cień skandalu. A z tym jak wiadomo, jest różnie. Jednak społeczeństwo koreańskie wydaje się być niesamowicie wyczulone na tym punkcie. Niektóre rzeczy, które prawdopodobnie na Zachodzie przeszłyby bez większego echa, tam traktowane są niczym poważne wykroczenie. Może dzięki temu gwiazdki pokroju Lindsay Lohan nie zrobiłyby tam kariery- i dobrze.

G Dragon i Daesung w programie Healing Camp musieli wypowiedzieć się publicznie na temat skandali.

Jesteśmy zespołem, ale nie musimy się lubić: To hasło przyświeca chyba każdej k-popowiej grupie, która, jak wiadomo, złożona jest z członków wybranych przez wytwórnie, którzy nie znali się wcześniej. Wbrew wiecznie uśmiechniętym wizerunkom pokazywanym w mediach, nasi idole wcale nie muszą się lubić. A kiedy zdamy sobie sprawę, że są zmuszeni spędzać ze sobą cały czas: razem mieszkając, razem pracując, razem jedząc posiłki. W takim układzie to normalne, że kłótnie się zdarzają, tym bardziej w zespole złożonym z kobiet. Nietrudno mi wyobrazić sobie latające noże. Jednak wytwórnie wszelkimi sposobami starają się zachować jak najbardziej optymistyczny wizerunek swoich podopiecznych: nieporozumienia? no skądże!

  Trochę o tym EYK na tle skandalu z T-ARA

SuJu również w temacie, ale w bardziej komediowych barwach :)

Piraci: Wraz z falą popularności koreańskiej muzyki i dram, rynek zalała fala pirackich wydawnictw. Problem jest tym większy, że obecnie k-pop i k-dramy ogólnoświatowej publice znane za sprawą internetu. Z jednej strony dzięki niemu ich popularność stale rośnie, z drugiej mało kto wysila się na kupowanie oryginalnych płyt.

   To chyba najczęściej przewijające się stwierdzenia jeśli chodzi o krytykę Koreańskiej Fali. Zebrane pokrótce, mam nadzieję, że nieco zobrazują, choćby w minimalnym stopniu, ową ciemną stronę mocy. Można się z nimi zgadzać, można polemizować. Są potraktowane nieco ogólnikowo, ale nie chodziło mi też o to by powstała epopeje, zresztą do tego potrzebowałabym o wiele większej ilości lektur. Choć muszę podkreślić, że nie jest to jedna strona medalu, bo hatersów było więcej i nawet na piśmie wydali swój anty-koreański manifest, ale o tym może przy innej okazji, bo tu wchodzimy na jeszcze inne kategorie nieporozumień.

Więcej:
- http://www.iias.nl/nl/42/IIAS_NL42_15.pdf
- http://news.bbc.co.uk/2/hi/business/1646903.stm
- South Korea's Pop Wave: dokument po angielsku.

29.08.2012.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz