wtorek, 15 kwietnia 2014

Super Junior- nowa płyta. Konfrontacja.

    Czas kiedy się szyje, lub maluje to najlepszy moment, by zapoznawać się z twórczością jakiegoś zespołu, bądź jakąś nową płytą. Można też w sumie po raz setny obejrzeć Przyjaciół. Dziś jednak postanowiłam jednak wybrać pierwszą możliwość i ochoczo włączyłam ostatnią płytę Super Junior.
   W zasadzie Sexy, Free and Single już widziałam. I szczerze powiedziawszy przez pierwsze... pięć odsłuchań nie cierpiałam tej piosenki. Zastanawiacie się pewnie, dlaczego więc słuchałam jej pięć razy, no cóż zawsze się samemu słucha, potem prawdopodobnie jeszcze EYK wrzuci, a jeszcze u kogoś na blogu znów się pojawi. Potem jeszcze raz sprawdzasz, czy ci nie przeszło. I cóż trochę się tego nazbiera. Z góry stwierdziłam, że piosenka nie sprawia wrażenia zbyt górnolotnej, umówmy się. Zresztą owe kołnierze hańby w teledysku też człowieka nie podbudowują. Ale potem zaczynasz się w ów beat powoli wdrażać i okazuje się, że całkiem fajnie się przy tym szyje... ostatnio też zamiatałam. A dziś postanowiłam zaglądnąć na tekst.  Muszę przyznać, że patrząc na zwrotki bez problemu możemy zauważyć całkiem mądry przekaz i nagle pojawia się to: Sexy, Free and Single, I'm ready to, bingo... i moja granica rozumienia nagle się kończy. Choć z drugiej strony mogę w pewien sposób po omacku tłumaczyć sobie, że SJ śpiewając o końcu trudnych czasów (zerwaniu z jędzowatą dziewczyną:P) wreszcie są wolni i gotowi, by zdobywać świat. No dobra, ale to sexy dalej mnie nie przekonuje.


   Siadając do pracy postanowiłam jednak zapoznać się z resztą płyty. Szczerze ballady niespecjalnie do mnie przemówiły. Cały czas kojarzyły mi się z jakąś łzawą dramą i widziałam w głowie wizualizacje: ona płacze, on biegnie, albo on płacze, ona odchodzi z innym. No nieważne, nic miłego. Jedynie chyba Daydream (tekst) jakoś strawiłam, odrobinę. Może na resztę też przyjdzie czas...



   Natomiast teraz chcę przejść do dwóch utworów, które uważam za najlepsze. Jak tylko usłyszałam wojowniczy rytm Gulliver'a (tekst) zostałam całkowicie porwana. Połączenie rapowanych zwrotek i wokalu w refrenie, rezygnacja z mocnej elektroniki na rzecz rytmicznych beat'ów i odgłosów, które mnie osobiście kojarzą się z jakąś dziczą, dżunglą sama nie wiem czym... łopatą, którą kopie się żwirowe podłoże... ??? :P W każdym razie buja, oj buja. I wspomnienie o włosach na nodze- epickie.



   I na koniec moja nuta nr 1- Buterrfly (tekst). Pierwsze sekundy wywołują lekkie wrażenie lat 80'tych. Ppappiyong ppi ppappappappiyong! Dubstep'owa (taak... poprawiaj mnie na "Dubeltową") wstawką gdzieś pośrodku. I nogi same rwą się do tańca i niestety ręce też, a kiedy trzymasz w niej igłę, musisz być świadomy, że zamiast w szytej właśnie koszuli wyląduje, w którymś z palców. I dłonie coraz bardziej będą wyglądać jakby właśnie opuściły straszliwą maszynę tortur rodem z dynastii Qin, czy innej.




...

   Uf... musiałam jakoś odreagować chwile grozy, kiedy to nagle wszystkie zdjęcia zmieniły się w czarne plamy... tak to jest kiedy się grzebie w ustawieniach nie znając konsekwencji...
    Let it Boom i dobrej nocy :)

24.07.2012.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz